Nasz kącik książki trochę przycichł, ale bierzemy się do roboty i odnawiamy go. Kilka książek leży przeczytanych w kolejce, ale jedna świąteczna przeskoczyła na pierwsze miejsce. Mowa o “Też tak mam” Magdaleny Kostyszyn, prowadzącej bloga “Chujowa Pani Domu”.
Książkę pochłonęłam w jeden wieczór odpoczywając po rodzinnych świątecznych wojażach.
Jej ostateczny wydźwięk jest dla mnie słodko – gorzki, ale na pewno jest to pozycja warta przeczytania. Ale zacznijmy od początku. W swoim założeniu literackim jest to lekka lektura – wypowiedzi bohaterek czyta się, jakby opowiadały nam o swoim życiu przy lampce dobrego wina. Nie spodziewajmy się zawiłych, życiowych rozmyślań, gdzie po każdej stronie musimy pięć minut popatrzeć w ścianę, żeby przetrawić ich treść. Nie oznacza to jednak banalnej lektury – po przeczytaniu nasuwa nam się wiele myśli, o których napiszę później. Książka w sam raz do przeczytania właśnie wieczorem zamiast serialu, czy w autobusie dojeżdżając do pracy. Przedstawione są poszczególne historie kobiet, a raczej ich wycinki dotyczące zagadnień, o których ostatnio coraz więcej się mówi: macierzyństwa, pracy i kobiecości.
Macierzyństwo.
Do pewnego czasu malowane jako obowiązek każdej z kobiet. Jako cudowny moment życia, kiedy dookoła nas latają różowe obłoczki i bańki mydlane, nasze dzieciątko jest ideałem, a my wzorem do naśladowania. W ostatnim czasie coraz więcej się mówi się o tym, że macierzyństwo aż tak kolorowe nie jest, że każda z nas ma prawo przeżywać je inaczej. A co najważniejsze, że istnieje taka jednostka chorobowa jak depresja poporodowa i nie jest to żadną fanaberią czy roztkliwianiem się nad sobą. Kolejna ważna sprawa, która wydaje się oczywista, ale jak widać nie dla wszystkich jest: nie każda kobieta musi być matką. To wybór każdej z nas, a nie nadrzędny cel, do którego zostałyśmy stworzone. I o tym po kolei opowiadają nam bohaterki tego rozdziału.
Kolejnym zagadnieniem jest praca.
Jak wpływa na nią macierzyństwo i czy na pewno zarabiamy tyle, ile mężczyźni na tych samych stanowiskach. Osobiście dla mnie bardzo ciekawym zagadnieniem były historie kobiet, które nie pracują zawodowo, ale za to zajmują się domem i co najważniejsze w tym założeniu – to jest ich wybór. Z mojego punktu widzenia nie wyobrażam sobie takiego stylu życia, bo będąc tydzień na zwolnieniu tęsknię za moją pracą. Ale ważne jest to, co jest napisane w “Też tak mam” – każda z nas ma wybór i jeśli ktoś jest szczęśliwy dbając o ognisko domowe to nie ma w tym nic złego. Nawet pomimo tego, że bohaterki same przywołują sytuacje w których nazywane były “leniwymi” czy “wygodnymi”. Tylko, że ich praca nie jest policzalna, nie dostają za nią stawki godzinowej, nie zamykają drzwi biura i wychodzą. Pomimo, że nie jest to kompletnie mój styl życia, uważam, że nikt nie powinien ujmować tym kobietom ich zasług.
Nie ukrywam, że z racji mojej profesji najbardziej zainteresował mnie ostatni rozdział – kobiecość.
Pierwszym omówionym tematem była miesiączka ze swoimi wszystkimi obliczami: od bolesnego miesiączkowania i jego odbioru społecznego aż do pozostawionej plamy na krześle i wstydu z tym związanego. Historie kobiet, które wykreślają pierwsze trzy dni miesiączki z kalendarza, bo wtedy po prostu nie funkcjonują, albo ustawiają sobie budzik w nocy co dwie godziny, żeby zmieniać podpaskę. Niewątpliwie są to ekstremalne sytuacje, ale czy znowu tak nam odległe? “Też mam okres i tak nie przeżywam”, “Inne też mają okres i żyją”, “Taka pani uroda” to tylko niektóre z tekstów, z którymi konfrontowane były bohaterki tego rozdziału. Uzupełnieniem ich wypowiedzi są komentarze ginekolożki Zofii Borowiec, więc merytoryka z medycznego punktu widzenia jak najbardziej jest zachowana.
Poruszony jest także temat catcalling’u.
Wiecie co jest najbardziej zasmucające? Autorka zrobiła solidny research tematu i na forach internetowych znalazła kobiety, które twierdziły, że “Jeśli ktoś na ciebie gwiżdże z aprobatą, to znaczy, że powinnaś się, kobieto, cieszyć i być dumna(…)”. Ręce opadają, ale najlepiej kwitują to słowa autorki: “Jak możemy walczyć z molestowaniem werbalnym, skoro nawet część kobiet nieproszone uwagi na temat własnego wyglądu uważa za komplement”. Tak, to jest tragedia, która uprzedmiotawia nas i nasze ciało. A może to prowadzić do niczego innego jak kolejnego tematu tego rozdziału – gwałtu.
Ciekawym tematem jest także samotność i jej różne oblicza, które przedstawiają nam bohaterki w swoich wypowiedziach.
Czasami jest to samotność po starcie bliskiej osoby, po rozstaniu czy po prostu wynikająca z braku więzi społecznych. Czasami jest niechciana, a czasami sami podejmujemy taką decyzję, postrzegając ją jako “mniejsze zło”. Może skłoni nas to do pomyślenia, czy w naszym otoczeniu jest osoba, której nawet małym gestem możemy naprawić dzień? Nie mówię o wielkich rzeczach i wpadaniu z butami w życie osób, które uważamy za samotne, ale czasami nawet jedna wiadomość “jak się czujesz?” może naprawdę pomóc.
Tak jak już wspomniałam na początku ostateczny obraz książki jest dla mnie słodko – gorzki.
Nawet jeśli nie przeżywamy ekstremalnych historii jak bohaterki, możemy w nich odnaleźć cząstki siebie. Z drugiej strony czułam coś takiego – skoro też tak mamy to dlaczego musimy o tym mówić, dlaczego to nie jest oczywiste i dlaczego musimy o to walczyć? Jesteśmy na początku pięknej drogi zjednoczenia kobiet i przyznania, że nie zawsze jesteśmy idealne i nieomylne. Zaniepokoiła mnie, ale także dużo uświadomiła odpowiedzi na pytanie z początku książki: “Co najbardziej rozczarowało mnie w macierzyństwie?”. Jaka była? Inne matki.
Chyba nie pozostało nam nic innego jak zaakceptowanie tego, że wciąż żyjemy w czasach, w których o pewnych rzeczach trzeba mówić:
- o tym, że nie każda kobieta musi być matką
- kobieta zajmująca się domem też pracuje
- miesiączka może boleć
- strój nie jest zaproszeniem do gwałtu.
Pozostaje nam “nauczać” o tym i żyć nadzieją, że nadejdą czasy, w których o tak oczywistych sprawach nie będzie trzeba przypominać.

Pracuje głównie na oddziale onkologicznym, a dyżury spędza na porodówce. Swoją dalszą karierę wiąże głównie z ginekologią onkologiczną. Gdyby miał opisać siebie, powiedziałaby, że jest ginekologiem zapatrzonym w kobiety, a jednocześnie kobietą starającą się być jak najlepszym ginekologiem. Jest lekarzem przechodzącym po szpitalnym korytarzu, operatorem na bloku operacyjnym… Ale chyba przede wszystkim niepoprawną marzycielką wierzącą, że wspólnie możemy sprawić, żeby ten świat był lepszy. Tworzy medyczną twarz Wróżki Cipuszki po to, by kobiety zrozumiały, że nie są odosobnione w swoich problemach, żeby mogły zdobyć informacje nie tylko o chorobach ginekologicznych, ale także szeroko pojętym zdrowiu kobiet – przedstawione przystępnym, humorystycznym językiem.