Jedna mała tableteczka w opakowaniu, a wzbudzająca tyle emocji. Emocji, ale i wątpliwości, co umówmy się nie jest najlepszym połączeniem. Dlatego dzisiejszy wpis będzie dotyczył antykoncepcji awaryjnej, potocznie nazywanej “tabletką dzień po”.
Zacznijmy od podstaw, czyli co właściwie znajduje się w antykoncepcji awaryjnej.
Na naszym rodzimym rynku mamy dostępne dwa preparaty – z lewonorgestrelem oraz octanem uliprystalu. Czy pierwsza substancja nie brzmi Wam zanajomo? Tak, to progestagen dostępny w innych rodzajach antykoncepcji jak np. tabletki czy wkładki wewnątrzmaciczne. Jesli chcesz rozszerzyć swoją wiedzę z zakresu antykoncpecji zapraszamy do przeczytania naszych trzech wpisów 1, 2, 3 https://www.yonify.pl/antykoncepcja-s01e01/ https://www.yonify.pl/antykoncepcja-cz2/ https://www.yonify.pl/antykoncepcja-cz3/ . Pomiędzy tymi preparatami istnieje jedna “niewielka” różnica. O ile w przeciętnej tabletce dwuskładnikowej, którą przyjmujemy codziennie mamy ok. 0.15mg lewonorgestrelu, o tyle w tabletce “dzień po” mamy go aż 1.5mg – ją przyjmujemy jednorazowo. Zalecany czas przyjęcia to do 72 godzin po stosunku.
Kolejną substancją dostępną w antykoncpecji awaryjnej jest octan uliprystalu.
Jest to substancja także działająca na receptor progesteronowy – jest jego syntetycznym modulatorem. W każdej tabletce mamy 30mg tej substancji i podobnie jak poprzednią zażywamy jednorazowo. Różni się tym, że tutaj producent daje nam trochę więcej czasu – tabletka zalecana jest do 120 godzin po stosunku.
W przypadku tych dwóch substancji czynnych mamy więcej czasu niż 24 godziny.
Trzy czy pięć dni to stanowczo więcej niż “dzień po”. Musimy sobie jednak zdawać sprawę, że jest to okres “do”. Największą skuteczność mamy przy przyjęciu natychmiastowym (do 12 godzin), z upływem kolejnych dni skuteczność antykoncepcji awaryjnej spada. Jednym słowem – im szybciej tym lepiej.
Tabletka “dzień po” jest lekiem i musimy zdawać sobie sprawę z jej wpływu na nasz organizm.
Przeznaczona jest do stosowania “gdy zastosowana metoda antykoncepcji zawiodła”, czyli np. pękła nam prezerwatywa. Stosujmy ją z rozwagą. Znam sytuacje, kiedy była przyjmowana nawet dwa razy w ciągu tego samego cyklu. I tak, nic się nie stało, ale pamiętajmy, że jest to spora dawka substancji działającej na nasz układ hormonalny i nie jest obojętna dla naszego organizmu. Dlatego nasza miesiączka może przyjść wcześniej, czasami później, a cykl może całkowicie się rozregulować. Co więcej pamiętajmy, że octan ulipristalu może zmniejszać skuteczność antykoncepcji hormonalnej, którą przyjmujemy na codzień.
Odrębną historią są przeciwwskazania do przyjmowania tego typu substancji.
Lekarz na wizycie na pewno przeprowadzi dokładny wywiad, dlatego wymienimy tylko kilka z nich t.j. astma, choroby wątroby, zaburzenia zakrzepowo – zatorowe czy niektóre nowotwory. I absolutnie nie piszę tego wszystkiego, żeby zniechęcić Was do przyjmowania antykoncepcji awaryjnej. Naszym celem jest uświadomienie Wam, że ten rodzaj antykoncepcji nie zwalnia nas ze stosowania “standardowych” metod zapobiegawczych.
Ale właściwie gdzie zgłosić się po taki lek?
Hipotetycznie do lekarza. Czy pierwszego kontaktu, czy jakiejkolwiek innej specjalizacji. Piszę “hipotetycznie”, bo z doświadczenia wiem, że lekarze nie będący ginekologami bardzo niechętnie ją wypisują. Jednym słowem najprostszą ścieżką, oszczędzającą nam odbijanie się od drzwi do drzwi, będzie udanie się do ginekologa. Ale nie sposób przemilczeć tego, że niektórzy z nich także nie wypisują tego typu leków, powołując się na tzw. klauzulę sumienia. Wzbudza to wiele kontrowersji i mam nadzieję, że nie będziecie nigdy w takiej sytuacji, ale, jeśli tak, pamiętajcie: lekarz, który Wam odmawia, powinien wskazać Wam innego lekarza, który Wam pomoże.
Nie może być tak, że na wizycie lekarz mówi nie, bo nie i do widzenia.
Dodatkowo, jeśli jesteście na wizycie komercyjnej, za którą płacicie, powinnyście zgłosić chęć odzyskania pieniędzy – lekarz nie udzielił Wam w końcu świadczenia, po jakie przyszłyście. I wierzcie mi, daleka jestem od robienia awantur i “żądania”, ale szlag mnie trafia, kiedy jestem kolejnym lekarzem, do którego trafia pacjentka po trzech wizytach “prywatnych”, na których nie dostała tabletki. I nie z powodu przeciwwskazań, czy upływu czasu, ale z powodu “klauzuli sumienia”.
Bo o ile w kwestiach aborcji rozumiem sens istnienia całej dyskusji (absolutnie jej w tym miejscu nie zaczynam), o tyle w przypadku antykoncepcji awaryjnej ta dyskusja jest po prostu głupia i nie uwarunkowana żadnymi doniesieniami naukowymi.
Bo antykoncepcja awaryjna to nie tabletka “wczesnoporonna”, bo nie mamy jeszcze czego ronić! Ona zapobiega zapłodnieniu, czyli w ogóle powstaniu zarodka. Stwarza niekorzystne warunki w naszym ciele, a nie powoduje poronienie. Nie ma zapłodnienia i zagnieżdżenia – nie ma poronienia.
Mam nadzieję, że nasz dzisiejszy wpis rozjaśnił Wam sprawę tabletki “dzień po”, czyli antykoncepcji awaryjnej. Traktujmy ją jako nasze koło ratunkowe w podbramkowych sytuacjach, a nie jak cukierki, albo co gorsza największe zło. Wszystko jest dla ludzi.

Pracuje głównie na oddziale onkologicznym, a dyżury spędza na porodówce. Swoją dalszą karierę wiąże głównie z ginekologią onkologiczną. Gdyby miał opisać siebie, powiedziałaby, że jest ginekologiem zapatrzonym w kobiety, a jednocześnie kobietą starającą się być jak najlepszym ginekologiem. Jest lekarzem przechodzącym po szpitalnym korytarzu, operatorem na bloku operacyjnym… Ale chyba przede wszystkim niepoprawną marzycielką wierzącą, że wspólnie możemy sprawić, żeby ten świat był lepszy. Tworzy medyczną twarz Wróżki Cipuszki po to, by kobiety zrozumiały, że nie są odosobnione w swoich problemach, żeby mogły zdobyć informacje nie tylko o chorobach ginekologicznych, ale także szeroko pojętym zdrowiu kobiet – przedstawione przystępnym, humorystycznym językiem.
Permalink