Dzisiaj może mało ginekologicznie, ale uważam, że takie tematy też są potrzebne.
Chciałam Wam przestawić jedną z książek, które w ostatnim czasie zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie. Nie jest to na pewno pozycja najcieńsza (prawie 500 stron) i na pewno nie dla wszystkich – jeśli nie interesujesz się tematami neuro – psychologicznymi możesz się zanudzić. Ale porusza bardzo ważny temat – traumy i tego jak kształtuje nasze życie. Przed Wami książka „Strach ucieleśniony”, której autorem jest wybitny psychiatra Bessel van der Kolk.
Trauma to duże słowo.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdy z nas przechodzi przez życie z traumą w tle i całe dzięki za to! Jednak każdy z nas ma w sobie jakieś bolesne wspomnienia, problemy, relacje i nie da się ukryć, że wpływają one na nasze codzienne funkcjonowanie. I o ile w książce dużo jest o terapii osób, które doświadczyły zespołu stresu pourazowego w wyniku wojny i ofiar molestowania, o tyle autor nawiązuje to różnych problemów w naszym życiu emocjonalnym i do tego jak wpływa to na nas.
Pierwsza część książki przesycona jest podstawami funkcjonowania naszego układu nerwowego i neurobiologią naszego ciała.
Może to odpowiadać czytelnikowi albo nie. Natomiast dla mnie jest to bardzo ważne – kiedy nauka popiera emocje. Z racji mojej profesji badania naukowe są dla mnie składową mojego postępowania na co dzień z moimi pacjentkami. Czasami przypisuje mi się zbytnią dbałość o ich psychikę i teksty „przecież może pójść do psychologa, Ty nie masz na to czasu” są dla mnie chlebem powszednim. Ale chyba i moi współpracownicy i ja przyzwyczailiśmy się do tej sytuacji.
W czym ta książka pomogła mi zawodowo?
Wiele problemów „ginekologicznych” nie wynika z patologii narządu rodnego. Bardzo często są to problemy siedzące głęboko w pacjentkach. W trakcie dwudziestominutowej wizyty nie jestem w stanie zbadać pacjentki, zebrać wywiadu i poznać szczegóły jej funkcjonowania. I albo mogę odprawić ją z kwitkiem „nic Pani nie jest, zapraszam za rok, a na dolegliwości może Pani sobie wziąć Ibuprom” albo pochylić się chwilę dłużej nad problemem i chociaż ją ukierunkować.
W „Strachu ucieleśnionym” właśnie to mamy pięknie zobrazowane – że nasza psychika nie jest oderwana od naszego ciała.
I to, jakie problemy mamy dzisiaj, może zależeć od tego, co wydarzyło się w przeszłości. Mózg to też organ, a nasz obwodowy układ nerwowy obejmuje całe ciało. Przewlekłe stany zapalne, choroby autoimmunologiczne – wszystko ze sobą współgra. Podróż przez te dwadzieścia rozdziałów daje nam nowy wgląd w samego siebie. Bez względu czy mówimy o ekstremalnych sprawach jak np. molestowanie czy o fakcie, że w pewnym momencie naszego życia czuliśmy się zaniedbani. Uwierzcie mi, że obserwując świat dookoła, dostrzegam, że nie można mówić „a Ty to miałeś lepiej w życiu, bo ja to i to”. Każdy z nas może odbierać świat i to, co go spotyka całkiem odmiennie.
Wiem, że to pewnie spotkaliście te słowa gdzieś w internecie. Na pięknych tłach, mające przypominać o niby banalnych prawdach.
Ale za każdym razem, gdy jestem bliska oceniania innych ludzi przypominam sobie o nich. Jeden z nich mówi nam, że każdy z nas widzi świat całkiem inaczej. Nasz umysł działa jak pryzmat i dlatego dwóch ludzi patrząc na tą samą sytuację może ją całkiem inaczej odbierać. Wybaczcie, ale nie mam pojęcia, kto jest pierwotnym autorem tego stwierdzenia (jeśli wiecie – podeślijcie mi odpowiedź). Ale to tak prawdziwe. To co jest „pikusiem” dla jednej osoby, dla drugiej będzie traumą i jest to całkowicie normalne. Kolejny z nich „Bądź życzliwy, ponieważ każdy, kogo spotykasz toczy ciężką bitwę” – Platon. Dopowiadamy – i nie masz pojęcia, co ta osoba przeżywa.
Wracając do książki pierwszy fragment, który uświadomił mi jak bardzo nasze zachowanie jest zależne od chemii naszego ciała to:
„…takie zajęcia jak korzystanie z sauny, bieganie maratonów czy skakanie ze spadochronem z początku są mało przyjemne, często bolesne i przerażające, a jednak po jakimś czasie mogą dawać wiele przyjemności. Takie stopniowe przystosowanie oznacza, że organizm osiągnął nowy stan równowagi chemicznej. To dlatego – powiedzmy – maratończyk doznaje uczucia błogości i euforii, gdy kolejny raz przekracza granicę możliwości swojego ciała”
Czy nie mamy w swoim otoczeniu osób, dla których ćwiczenia fizyczne, bieganie (ja!) są prawie jak uzależnienie? A z drugiej strony pewna forma terapii? Oczywiście daleka jestem od stwierdzenia, że wszyscy maratończycy i fani sauny są nieszczęśliwi w życiu, ale jak pomyślę sobie o moim otoczeniu, znajdę kilka takich osób.
Kolejny fragment, który chciałam Wam przytoczyć:
„Objawy somatyczne bez wyraźnej przyczyny są częste u osób straumatyzowanych, zarówno dzieci, jak i dorosłych. Należą do nich przewlekłe bóle pleców i karku, fibromialgia, migreny, kłopoty trawienne, zespół jelita wrażliwego, przewlekłe zmęczenie i niektóre rodzaje astmy”.
I znowu – to nie tak, że wszystkie osoby chorujące na te schorzenia na pewno przeżywały traumę. Ale w wielu przypadkach, napięcie całego ciała, ciągłe napięcie psychiczne może przyczyniać się do nasilenia dolegliwości. Autor do tego jednego zdania dodał przypis dwunastu prac naukowych, zaznaczając, że ich realna liczba jest „niezliczona”, a to jedynie „niewielka próbka do lektury”.
W dalszej części książki, gdy już poznamy zasady funkcjonowania naszego mózgu, otrzymujemy przykłady z praktyki autora i jego współpracowników.
Jednak najważniejszą część poznajemy w ostatniej części książki – o terapii traumy. Autor skupia się m.in. na metodach pracy z ciałem, które dają realne przełożenie na stan zdrowia: terapia manualna, metoda Feldenkraisa, joga, EMDR (Eye Movement Desensitisation and Reprocessing – odwrażliwienie i przetwarzanie za pomocą ruchów gałek ocznych) czy neurofeedback.
Przyznam zupełnie szczerze, że poza przeczytaniem tej książki nie zgłębiłam jeszcze tematu tych terapii.
Ale na przykładzie tego, jak joga czy inne ćwiczenia fizyczne potrafią przywrócić nam wiarę w swoje możliwości, jestem dość pozytywnie nastawiona do ich rezultatów. Tym bardziej, że podobnie jak w poprzednich zagadnieniach, tak i tutaj autor podaje jako źródła wiele prac naukowych. Jest to moje zadanie na czas „po egzaminie”, więc być może w zimie podzielę się z Wami moimi nowymi przemyśleniami;)
Piszę ten wpis pewnie do niewielkiej części z Was, ale uważam, że obok tej książki nie da się przejść obojętnie.
Sama kupiłam ją w ciemno po poleceniu przez jedną osobę, ale po przeczytaniu pierwszych rozdziałów, nie mogłam się oderwać. Polecam całym sercem nie tylko jako metodę nowego spojrzenia na innych, ale przede wszystkim, jako pozycję, która pomoże nam lepiej zrozumieć samych siebie. Bądźcie dla siebie dobrzy!

Pracuje głównie na oddziale onkologicznym, a dyżury spędza na porodówce. Swoją dalszą karierę wiąże głównie z ginekologią onkologiczną. Gdyby miał opisać siebie, powiedziałaby, że jest ginekologiem zapatrzonym w kobiety, a jednocześnie kobietą starającą się być jak najlepszym ginekologiem. Jest lekarzem przechodzącym po szpitalnym korytarzu, operatorem na bloku operacyjnym… Ale chyba przede wszystkim niepoprawną marzycielką wierzącą, że wspólnie możemy sprawić, żeby ten świat był lepszy. Tworzy medyczną twarz Wróżki Cipuszki po to, by kobiety zrozumiały, że nie są odosobnione w swoich problemach, żeby mogły zdobyć informacje nie tylko o chorobach ginekologicznych, ale także szeroko pojętym zdrowiu kobiet – przedstawione przystępnym, humorystycznym językiem.