Skip links

Nacięcie czy pęknięcie – co lepsze przy porodzie?

W okresie okołoporodowym w głowie ciężarnej jest jedna najważniejsza myśl – żeby z dzieckiem było wszystko dobrze. Ale poród to nie tylko dziecko, ale także matka. Gdybym miała powiedzieć, czego przy okazji porodu najbardziej obawiają się kobiety (co bezpośrednio dotyczy ich ciała) wymieniłabym dwie rzeczy: ból oraz urazy / nacięcie krocza. I właśnie o tej sprawie związanej dość boleśnie z naszą cipką opowiem Wam dzisiaj. 

W szpitalach wykonujemy zbyt dużo nacięć krocza – odnośnie tego nie ma wątpliwości. 

Oczywiście jest to wielkie uogólnienie, bo w różnych szpitalach różnie bywa, ale postawmy taką hipotezę. Nie wynika to ze złej woli personelu – ochrona krocza nie jest prostą sztuką i składa się na nią wiele zmiennych (niekoniecznie zależnych od personelu), o których napiszę w dalszej części tekstu. Nikt nie chce źle dla pacjentki – po prostu nacięcie daje nam większą kontrolę nad tym, co się dzieje. 

Na szczęście ta sytuacja zmienia się na naszych oczach. 

Po części z powodu wzrostu świadomości pacjentek i edukacji w tym zakresie, a po części, że sam personel medyczny odchodzi od “starej szkoły”. Moje subiektywne odczucie jest takie, że dajemy w końcu pełne pole do popisu położnym, które coraz chętniej szkolą się i udoskonalają swoje możliwości. Bo umówmy się – przy niepowikłanym porodzie drogami natury to one są “paniami sytuacji”. Lekarz potrzebny jest na sam koniec, gdy coś się psuje lub żeby zaopatrzyć wcześniej wspomniane urazy krocza. 

Czym właściwie różni się nacięcie od pęknięcia krocza? 

Nacięcie wykonywane jest przy użyciu nożyczek, najczęściej w znieczuleniu miejscowym na szczycie skurczu. Najczęściej wykonywane jest nacięcie boczne, czyli to sięgające od naszej pochwy do pośladka. Brzegi rany są gładkie, a jej przebieg prosty, dlatego podczas szycia wiemy dokładnie “co do czego” powinno się składać. Pęknięcie to po prostu ustąpienie naszych tkanek pod naporem główki dziecka. Nie do końca da się przewidzieć jego dokładny przebieg, ale z zewnątrz najczęściej występuje pośrodkowo, czyli od naszej pochwy w stronę odbytu. Brzegi rany są dość “poszarpane”, a zaopatrywanie w zależności od stopnia o różnym poziomie trudności i interpretacji (stopnie pęknięć krocza dalej w tekście). 

Jak to jest z tą ochroną krocza – możemy jej wymagać czy nie? 

Przede wszystkim komunikacja. Każda z rodzących ma lepiej lub gorzej przygotowany plan porodu. Warto wpisać do niego, że, jeśli to tylko będzie możliwe, chciałybyśmy mieć wykonaną ochronę krocza. W ferworze walki często plan porodu jest tylko kartkami przemykającymi w dokumentacji, więc wchodząc na salę porodową dobrze jest to zakomunikować położnej. 

Ale zanim trafimy na salę porodową, ważne jest to, jak do tej ochrony krocza się przygotujemy. 

To nie może być tak, że całą ciążę prowadzimy dość stacjonarny tryb życia, nie ćwiczymy, nie wykonujemy masażu krocza, a na salę porodową wchodzimy i oznajmujemy “proszę ochronić moje krocze”. Składową sukcesu jest właśnie to, jaką pracę wykonamy my wcześniej. O dobrodziejstwie ruchu w ciąży nie muszę chyba nikogo przekonywać. Istnieje wiele badań, które wykazały, że kobiety aktywne w ciąży (oczywiście, jeśli nie ma ku temu przeciwwskazań) lepiej znoszą poród, który zazwyczaj jest u nich znacznie krótszy. I nikt nie mówi o bieganiu maratonów czy crossficie. Duże ilości spacerów, ćwiczenia rozciągające, joga, pilates – to samo dobro dla ciężarnych. Jeśli chcecie więcej o tym poczytać, zapraszamy do przeczytania naszego wcześniejszego wpisu: https://www.yonify.pl/aktywnosc-fizyczna-w-ciazy/.

Ok, jesteśmy aktywne. Musimy też popracować nad naszą miednicą. 

A dokładniej rzecz ujmując nad naszymi mięśniami dna miednicy (MDM). Jeszcze do niedawna słyszeliśmy tylko o ich ćwiczeniach, wzmacnianiu, dodatkowych przyborach do ich ćwiczenia (np. kulki gejszy). I tak, jest to ważne. Ale nie mniej ważne niż ich rozluźnianie w ostatnich tygodniach ciąży (przyjmuje się, że od 34. tygodnia). Zbyt spięte MDM mogą nam nie ułatwić porodu drogami natury, a także samej ochrony krocza. Jak się nimi dobrze zająć? Zacząć od wizyty u fizjoterapeuty uroginekologicznego już w okresie ciąży. Po zebraniu wywiadu i zbadaniu nas, da nam konkretne wskazówki i ćwiczenia dopasowane do stanu naszej miednicy. Jeśli nie słyszałaś wcześniej o tym specjaliście, odsyłamy do naszego tekstu właśnie o tej dziedzinie: https://www.yonify.pl/fizjoterapia-uroginekologiczna/.

Nadszedł czas na osławiony masaż krocza. 

Zalecany jest od 34. tygodnia ciąży. Wykonujemy go w obecności naturalnych olejków, które nie tylko go ułatwiają, ale także działają odżywczo na tkanki krocza. Ale zaraz, zaraz – przypomnijmy sobie czym jest krocze. To przestrzeń pokryta skórą rozpościerająca się od wędzidełka tylnego warg sromowych większych (zewnętrznych) do odbytu (przypomnienie anatomii https://www.yonify.pl/anatomia-cipuszki/). 

Najważniejszą sprawą jest porozmawianie z naszym lekarzem prowadzącym.

Zapytajmy jego / jej czy nie istnieją u nas przeciwwskazania do wykonywania masażu krocza. Każda ciąża jest inna, dlatego dobrze jest upewnić się, że możemy bezpiecznie przystąpić do masażu. Wszystko, co zawarte jest w tym tekście dotyczy ciąży fizjologicznej, bez przeciwwskazań czy to do aktywności czy masażu krocza czy samego porodu drogami natury. 

Jakich olejków najlepiej używać do masażu krocza?

Nie będę oryginalna, więc powtórzę – naturalnych. Stanowczo odpuszczamy wszelkie perfumowane wersje z jakimikolwiek dodatkami i niech do głowy nam nie przyjdzie używanie olejków rozświetlających, ponieważ nasza cipka jest wystarczająco cudowna i brokatu nie potrzebuje. Mówiąc poważnie, zalecane są czyste, naturalne olejki t.j. migdałowy, awokado, konopny, kokosowy czy oliwa z oliwek. Nie tylko odżywią one naszą skórę, ale także uelastycznią tkanki krocza, co wpłynie na jego “zachowanie” w trakcie porodu. Jeśli będziesz niezdecydowana na rynku istnieje wiele “dedykowanych” do masażu krocza olejków. 

Technika masażu krocza nie jest wielką filozofią. 

Wspomnę tutaj tylko o higienie – masaż dobrze jest wykonywać po kąpieli, przez 5 do 10 minut. Masujemy wargi sromowe większe (zewnętrzne) wsuwając palce do naszej pochwy. Niezbyt głęboko – na 2 – 3 centymetry. Początkowo niech to będzie jeden z nich, co tydzień dokładając kolejne. Wkładając palec / palce masujemy naszą pochwę, jakbyśmy chciały delikatnie rozciągnąć ją w stronę naszego odbytu. Podkreślam – delikatnie. To ma być stopniowe, stonowane masowanie, a nie energiczne, niebezpieczne szarpania. Tydzień po tygodniu (albo nawet co 1.5 tygodnia) dokładamy kolejne palce, ale spokojnie – na czterech kończymy. Bo to jest najczęściej powtarzany cel masażu krocza – umieszczenie w pochwie czterech palców, co i tak nie odpowiada “standardowej” główce dziecka, ale zawsze coś. Dla niektórych z Was może wydać się to kosmiczne, ale uwierzcie – tak, da się. Masz czas codziennie? Ekstra. Jeśli nie, postaraj się wykonywać go chociaż 4 razy w tygodniu. 

Całą ciążę pracowałyśmy na naszą ochronę krocza. 

Czy wobec tego możemy jej wymagać na trakcie porodowym. Niestety nie. Tak jak wspominałam, przygotowanie naszego ciała jest tylko jedną ze składowych sukcesu tej operacji. Tak naprawdę, czy da się ochronić krocze, czy nie wiemy dopiero w trakcie porodu. Położna ocenia to jak nasze krocze “pracuje” i nie jest to tylko uzależnione od wcześniejszego olejowania, ale także od wrodzonej podatności naszych tkanek. Pamiętajmy, że ochrona krocza przy kolejnym porodzie jest bardziej prawdopodobna niż przy pierwszym. Ale nie jest to zasadą – możliwa jest także u pierwiastek, czyli kobiet, które rodzą pierwszy raz. 

Kolejną sprawą, która ma znaczenie jest sam przebieg porodu. 

Zarówno przedłużający się poród, któremu towarzyszą spadki tętna płodu jak i zbyt gwałtowny, gdy nasze tkanki nie nadążają się adaptować, nie będzie niczym dobrym dla naszego krocza. Przy bezpośrednim zagrożeniu życia dziecka wszystkim zależy na jak najszybszym zakończeniu porodu, a ochrona wymaga jednak trochę czasu. Tego czasu nie ma także przy drugiej sytuacji, gdy nasze dziecko piorunująco szybko chce wyjść na zewnątrz i w dalekim poważaniu ma masaże, które przez ostatnie tygodnie urządzała jego matka. 

W trakcie porodu dużo zależy od tego, jak współpracujemy z położną. 

Ochrona krocza wymaga pozostania w pełnym kontakcie z personelem medycznym i wykonywanie jego zaleceń. Dotyczą one momentu, w którym musimy przeć, a w którym wystarczy “przeoddychanie” skurczu czy sławne “zdmuchiwanie świeczki”. Poród jest przeżyciem ekstremalnym i niestety nie u wszystkich kobiet zostają spełnione te warunki. Dlatego tak ważna jest praca nie tylko z naszym ciałem, ale także głową w trakcie ciąży. Edukacja i poukładanie sobie wszystkiego wewnętrznie, rozmowy z innymi ciężarnymi, wsparcie ze strony położnej ze szkoły rodzenia czy zadaniowe nastawienie do porodu jest równie ważne jak ćwiczenia MDM czy masaż krocza. 

Czy z każdej ochrony krocza wychodzimy bez urazu? 

Nie. Nawet skuteczna ochrona krocza łączy się czasami z uszkodzeniem pierwszego lub drugiego stopnia. W wielkim skrócie pęknięcia krocza przedstawiają się następująco:

I – niewielkie uszkodzenie pochwy lub skóry krocza (mięśnie są nie ruszone)

II – większe pęknięcie krocza, które może dochodzić do zwieracza odbytu, ale nie uszkadza go 

III – pęknięcie krocza i uszkodzenie zwieracza odbytu (a – <50% uszkodzonego mięśnia, b – >50% uszkodzonego mięśnia, c – uszkodzony zwieracz zewnętrzny i wewnętrzny odbytu)

IV – pęka także śluzówka odbytnicy 

Jak widzicie sprawa z ochroną krocza jest dość skomplikowana. 

Dlatego warto na nią pracować, warto wyrazić swoje zdanie na sali porodowej, ale proszę nie wpadajmy w kolejną skrajność – nie wymagajmy ochrony krocza. Personel nie robi nam na złość i naprawdę, jeśli tylko będzie to możliwe, ochroni je. 

Zostaw komentarz

  1. Przygotowanie do porodu drogami natury - Yonify
    Permalink
🍪 Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.🍪