Dzisiaj postanowiłam zająć się tematem, który bezpośrednio dotyczy każdej z nas. Wirus SARS-CoV-2 zawitał do naszego kraju ponad rok temu i całkiem dobrze się u nas miewa.
W jednej chwili pandemia wygasa po to, żeby uderzyć z nową siłą za kilka miesięcy. Czy kiedyś będzie normalnie? A co oznacza owa “normalność”? Świat już nigdy nie będzie taki jak przed pandemią. Nagle okazało się, że drugi człowiek może być źródłem naszego nieszczęścia, dlatego trzymamy się od niego z daleka. Podanie ręki? Był moment, że nie było to dobrze widziane u nikogo. Z przyjaciółmi nie widziałaś się pół roku – mają małe dzieci i chorych rodziców, przecież to normalne, że wolą się izolować. Z drugiej strony nie trzeba jechać do urzędu, bo można załatwić wiele spraw z domu. Że na każdy kurs nie trzeba jechać do innego miasta, tylko w zaciszu własnego domu nauczyć się podstaw nowej umiejętności. Nagle część wykładowa studiów podyplomowych także może “odbyć się” w naszym pokoju. I nie oceniam, czy to dobrze, czy źle, bo jak wszystko ma to swoje dobre i złe strony. Najważniejszym pytaniem dla mnie jest: Jak ten wirus wpływa na kobiety?
Moje doświadczenia z SARS-CoV-2?
Gdy pandemia się rozpoczynała byłam na stażu w Niemczech i dzięki niej “wygrałam” podróż pociągiem i trzema autobusami przez dwa kraje i kwarantannę (dzięki której napisałam wstęp do doktoratu:)). Później nadszedł czas do powrotu do codzienności z wirusem. Chora nigdy nie byłam, szczepienie bez większych przygód.
Przez kilka miesięcy pracowałam na oddziale zakaźnym.
Brakowało lekarzy, a z drugiej strony potrzebowałam jakiejś “odmiany” w życiu zawodowym. Obecnie dyżuruje w szpitalu tymczasowym, w którym na szczęście z dyżuru na dyżur jest coraz mniej chorych. Połączenie moich COVIDowych zapędów i bliskości przyjaciela – naukowca zaowocowało projektem, który wspólnie prowadzimy. Jako ginekolodzy badamy pacjentki po przechorowanym COVID19 i staramy się dojść do tego jaki wpływ ma wirus na ich ciało. Do ostatecznych wyników badań nam daleko, ale chciałam omówić to co widzimy u naszych pacjentek oraz to co naukowcy już zauważyli i opublikowali.
Nie oszukujmy się – COVID19 to choroba, która nawet w przypadku lekkiego przebiegu obciąża nasz organizm.
Zwykłe przeziębienie może rozregulować miesiączkę, a co mówić tutaj o infekcji, która nie dość, że przebiega z gorączką to jeszcze dosłownie pozbawia nas sił do wstania z łóżka. Nawet w sytuacji, gdy łagodnie przechodziłaś infekcję SARS-CoV-2 mogłaś zauważyć, że te pierwsze miesiączki po infekcji nie były takie jak zawsze. Najzwyczajniej w świecie Twój organizm potrzebuje chwili, żeby dojść do siebie. U części naszych pacjentek cykle zaczęły się wydłużać, a miesiączki być bardziej skąpe. Niestety mamy też przykład krwotocznej miesiączki, która musiała się skończyć suplementacją żelaza i asystą leków zmniejszających jej intensywność.
A co mówią na ten temat badania naukowe?
Mamy niewiele doniesień na ten temat, natomiast w pracach, które istnieją faktycznie wykazane jest wydłużanie się cyklu, które szybko wraca do normy. Podejrzewa się, że wirus wpływa na równowagę hormonalną, jednak po chorobie wszystko się normalizuje.
W wielu badaniach doszukuje się także wpływu infekcji SARS-CoV-2 na jajniki.
Póki co wiele z nich jest w trakcie (również nasze), ale te ukończone starają się połączyć dwa fakty. Wirus SARS-CoV-2 potrzebuje konkretnych receptorów do wniknięcia do komórki. Receptory te nie są obecne w dużej liczbie w każdej komórce naszego ciała, dlatego jedne organy są bardziej obciążone w czasie trwania infekcji, a inne mniej. Udowodniono, że wyżej wspomniane receptory znajdują się także w jajnikach. I tu powstaje pytanie: czy przechorowanie infekcji COVID19 wpływa na nasze jajniki – a idąc dalej czy wpływa na naszą płodność? Wstępne badania stwierdzają, że jest to prawdopodobne, ale jednocześnie podkreślają, że konieczna jest dalsza obserwacja pacjentek po przechorowanej infekcji. Uwierzcie mi, że dla rozwoju nauki nawet dwuletnia obserwacja pacjentek to okres bardzo krótki do wysuwania twardych wniosków.
Dokładnie te same receptory znajdują się w łożysku.
O ile jako położnicy jesteśmy zawsze ostrożni (w końcu opiekujemy się dwoma organizmami, a nie jednym), o tyle w trakcie trwania pandemii COVID19 jeszcze bardziej dmuchamy na zimne. Pacjentki, które chorowały w trakcie ciąży są pod naszą baczną obserwacją, bo tak naprawdę nie wiemy jeszcze do końca, czego mamy się spodziewać. Pomimo tego, że wstępne badania nie wykazują zwiększonego prawdopodobieństwa poronienia lub porodu przedwczesnego, każde plamienie czy pogorszone samopoczucie jest dla nas sygnałem ostrzegawczym. Dostępnych jest wiele opisów przypadków i badań dotyczących kobiet w ciąży, ale ponownie – brakuje nam dłuższego czasu obserwacji i badań włączających większą liczbę kobiet.
Nie możemy zapominać, że kobiety ciężarne należą do grupy zwiększonego ryzyka ciężkiego przebiegu infekcji SARS-CoV-2.
Właśnie dlatego szczepienia są dla nich wysoce zalecane. Zarówno przed towarzystwa naukowe naszego kraju jak i zagraniczne. Masz wątpliwości? Porozmawiaj z lekarzem prowadzącym Twoją ciążę, na pewno udzieli Ci odpowiedzi na wszystkie Twoje pytania.
Jak w każdej chorobie tak i w COVID19 nasz organizm broni się przed wirusem.
Wyrazem tego może być powiększenie węzłów chłonnych, które są “stacjami” w naszym układzie immunologicznym. Robiąc USG piersi (a przy okazji dołów pachowych) zauważyłam, że po infekcji większość Pań ma powiększone węzły chłonne pachowe. Istnieją też badania opisujące przypadki powiększonych węzłów chłonnych po szczepieniu na COVID19. Zaznaczę tutaj, że gdy wybadasz u siebie powiększone węzły chłonne (bez względu na to czy w dołach pachowych w pachwinie czy w okolicy głowy i szyi), należy skontaktować się z lekarzem pierwszego kontaktu. To nie powód do wielkiego niepokoju, ale taką sytuację należy zawsze zweryfikować. Najczęściej są to węzły powiększone odczynowo w związku z przebytą lub trwającą infekcją, ale lekarz musi zweryfikować czy nie ma innej przyczyny tego stanu rzeczy.
Oczywiście SARS-CoV-2 wpływa na nasze ciało, a przypadki, które tutaj opisałam są tylko wycinkiem tej rzeczywistości.
Obecnie trwająca pandemia jest dla nas sytuacją nową i tak jak małymi kroczkami uczyliśmy się leczyć chorych, tak samo teraz małymi kroczkami staramy się przewidzieć jej następstwa. Wszystko co tutaj opisałam jest wynikiem wstępnych badań, wymagających potwierdzenia i dłuższego okresu obserwacji. Chciałam Wam zobrazować, że jako lekarze i naukowcy staramy się poznać wirusa jak najlepiej, żeby jak najlepiej otaczać Was opieką. Nie martwcie się, po prostu zaufajcie nam;) Poniżej zamieszczam kilka linków, gdybyście miały ochotę przeczytać całe publikacje lub poszerzyć swoją wiedzę dotyczącą SARS-CoV-2. Trzymajcie się ciepło i szczepcie się;)))
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC7817408/
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC7522626/
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/32365180/
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC7456249/
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/32430957/
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/32335053/
Pracuje głównie na oddziale onkologicznym, a dyżury spędza na porodówce. Swoją dalszą karierę wiąże głównie z ginekologią onkologiczną. Gdyby miał opisać siebie, powiedziałaby, że jest ginekologiem zapatrzonym w kobiety, a jednocześnie kobietą starającą się być jak najlepszym ginekologiem. Jest lekarzem przechodzącym po szpitalnym korytarzu, operatorem na bloku operacyjnym… Ale chyba przede wszystkim niepoprawną marzycielką wierzącą, że wspólnie możemy sprawić, żeby ten świat był lepszy. Tworzy medyczną twarz Wróżki Cipuszki po to, by kobiety zrozumiały, że nie są odosobnione w swoich problemach, żeby mogły zdobyć informacje nie tylko o chorobach ginekologicznych, ale także szeroko pojętym zdrowiu kobiet – przedstawione przystępnym, humorystycznym językiem.