Hormon idzie…
Wtedy mój mąż wie, że trzeba filtrować moje złości przez pryzmat poziomu progesteronu. A płacz po rozjechanym na chodniku gołębiu nie wypływa tylko z dobroci mojego serca i miłości do zwierząt, ale także z fazy cyklu miesiączkowego. Przed Wami moja opowieść o PMS (premenstrual syndrome), czyli zespole napięcia przedmiesiączkowego oraz PMDD (premenstrual dysphoric disorder), czyli przedmiesiączkowych zaburzeniach dysforycznych.
Zazdroszczę kobietom, które nie odczuwają zmian faz cyklu.
Jeśli nie do końca wiesz, o czym mówię, zapraszam do przeczytania wcześniejszych postów o samym cyklu zobacz wpis > oraz miesiączce zobacz wpis > Po cudownej fazie folikularnej przychodzi wzrost poziomu progesteronu, a z nim spadek samopoczucia. W mojej odsłonie nie oznacza to chodzenia smutnej przez połowę miesiąca, ale wtedy na pewno łatwiej mnie zdenerwować i doprowadzić do podniesienia głosu. Jeśli masz podobnie, albo (co gorsza!) jeszcze intensywniej – ten wpis jest dla Ciebie.
Kiedy właściwie mówimy o PMSie?
W mniej lub bardziej nasilonej formie dotyczy on 80% kobiet. Objawy występują przed miesiączką i ustępują wraz z rozpoczęciem krwawienia. Według różnych źródeł czas ich rozpoczęcia sięga od początku fazy lutealnej albo 3-7 dni przed miesiączką. Naukowcy próbują zamknąć go w ramach czasowych, ale to Ty najlepiej wiesz, kiedy “czujesz, że nadszedł” – wszystko jest po prostu osobniczo zmienne.
Dla potrzeb lekarzy i naukowców stworzono specjalne dzienniczki.
Powinny on zostać wypełniony przez Ciebie przed rozpoczęciem leczenia. Polega na tym, że przez 2 cykle odnotowujesz swoje objawy. Można też “odtworzyć” go wstecznie – opisujesz objawy, które występowały w dwóch ostatnich cyklach. Dostępnych est kilka kwestionariuszy. Najczęściej używany jest kwestionariusz Daily Record of Severity of Problems (DRSP) – link dla zainteresowanych https://www.aafp.org/afp/2011/1015/afp20111015p918-fig1.pdf . Na stronie www.pms.org.uk dostępny jest trochę inny kwestionariusz w wersji elektronicznej.
PMS jest wszystkim dobrze znany – jeśli nie z autopsji to zawsze gdzieś ktoś coś już na ten temat słyszał.
Na dobre zagościł w naszej popkulturze w formie żartów, czy memów. Powoli oswajamy się, że zespół napięcia przedmiesiączkowego jest i nic na to nie poradzimy – możemy się z niego tylko śmiać. Ale czy na pewno nie możemy nic zrobić, żeby zmniejszyć jego objawy?
Czym właściwie charakteryzuje się PMS?
Objawy możemy podzielić na psychologiczne i somatyczne. O tych pierwszych wspomniałam we wstępie. Poza uczuciem rozdrażnienia i smutku możemy odczuwać także ogarniające nas poczucie braku kontroli, miewać napady wzmożonego apetytu, czy spadki libido. W końcu kto myśli o gorącym seksie, gdy nie czuje się komfortowo. Jeśli chodzi o objawy somatyczne, czyli te dotyczące bezpośrednio naszego ciała to przeważa uczucie zmęczenia, wzdęcia, bóle podbrzusza czy ból głowy. Dodatkowo czasami występują obrzęki, bóle piersi czy nudności. Jednym słowem – ekstra!
Czytając kiedyś wytyczne RCOGu (Royal College of Obstetricians and Gynaecologists) natknęłam się na piękne zdanie:
“Podstawę leczenia PMS powinno stanowić zintegrowane podejście holistyczne”.
Musimy zrozumieć, że ludzkie ciało jest całością i na wprowadzenie leków zawsze będziemy mieli czas, a najlepiej zacząć od modyfikacji stylu życia, diety, picia ziołowych herbatek czy zmiany suplementacji.
W walce z PMSem kluczową chwilą jest zdanie sobie sprawy z jego istnienia.
Samoświadomość własnego ciała jest bardzo ważna nie tylko w pozytywnych aspektach naszego życia, ale także w tych trudniejszych. Jeśli zdasz sobie sprawę, że nie “bywasz drażliwa”, tylko po prostu masz PMS – osiągniesz połowę sukcesu.
Bądź w tych dniach dla siebie bardziej wyrozumiała.
W miarę możliwości nie planuj wtedy zdobywania gór. Wiadomo – na uczelnię czy do pracy trzeba pójść, ale czy akurat wtedy musisz robić najcięższy trening biegowy? Słuchaj swojego ciała. Zastąp intensywną aktywność fizyczną delikatną jogą czy rozciąganiem. Szczególnie polecane są ćwiczenia aktywizujące naszą miednicę – pomogą nie tylko głowie, ale także zniwelują ból podbrzusza. Idź na spacer, wdychaj powietrze w lesie. To niesamowite jak niedoceniany jest ruch połączony z przyrodą.
Kolejną opcją jest suplementacja.
W wielu badaniach udowodniono, że osoby z niedoborem witaminy D odczuwają bardziej nasilone objawy PMSu. Coraz częściej zalecany jest pomiar poziomu witaminy D (nawet przed rozpoczęciem suplementacji u ciężarnych) – sprawdź jak jest u Ciebie, może to prosty sposób na pozbycie się tego niezbyt przyjemnego czasu w miesiącu.
W podobnym mechanizmie działa wapń.
Zarówno on jak i witamina D regulują poziom kalcytoniny i parathormonu. Co to za goście? Hormony dbające o naszą gospodarkę wapniowo – fosforanową, które oddziałują z estrogenem i progesteronem. Objawy zaostrzają się przy niedoborze wapnia. Zachęcam dlatego do spożywania nabiału albo suplementacji wapnia!
Jak jeszcze możemy zmodyfikować naszą dietę?
Istnieją doniesienia o ograniczeniu spożycia kofeiny, jednak nie zostały one potwierdzone w dużych badaniach klinicznych. Z drugiej strony nie zaszkodzi spróbować, bo mam dookoła siebie wiele przykładów na to, że przerzucenie się na kawę bezkofeinową i odpuszczenie sobie palenia papierosów (one są złe na wszystko!) pomogło pozbyć się bardzo nasilonego napięcia przedmiesiączkowego.
Dodatkowo zaprośmy do naszego jadłospisu nienasycone kwasy tłuszczowe.
Czy musimy od razu suplementować kapsułki z Omega-6? Nie, wystarczy zaopatrzyć się w olej z wiesiołka. Reguluje on poziom naszych hormonów, przez co niweluje bóle głowy, tkliwość piersi, wzdęcia czy obrzęki.
Mistrzem wśród ziół jest niepokalanek.
Pozwólcie, że w jego imieniu wypowiedzą się Eksperci Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników. W swoim stanowisku wypowiedzieli się nie tylko w kwestii działania przy dolegliwościach bólowych piersi (jego główne zadanie), ale także PMSu. Wspomnieli o 3 randomizowanych badaniach klinicznych, których “wyniki wskazują na uzyskaną znaczącą poprawę w odczuwaniu objawów zespołuu 42% do 77% kobiet przyjmujących lek przez 3 miesiące”. Istnieje wiele ziół, które badane są pod kątem wpływu na zespół napięcia przedmiesiączkowego. Równie polecany jak niepokalanek jest miłorząb japoński, melisa, a także kurkumina, szafran czy kiełki pszenicy. Jest w czym wybierać!
Coraz częściej mówi się o roli CBD w zwalczaniu objawów zespołu napięcia przedmiesiączkowego.
Olejki CBD działają nie tylko na objawy somatyczne jak bóle podbrzusza czy głowy, ale także na naszą psyche – dają uczucie spokoju oraz równowagi bez wpływu na naszą świadomość. Dla mnie było to zbawienne. Po odstawieniu antykoncepcji PMS nie był tak straszny, a nawet przed egzaminem ręce przestały się trząść. Wystarczyła regularność i kilka kropel dziennie, a rezultat był nieoceniony. Olejek CBD pozostał na stałe w mojej szufladzie, a jego właściwości tak zachwyciły naszą ekipę, że postanowiliśmy o wprowadzeniu olejków CBD do powstającego sklepu internetowego. Szczegóły już wkrótce!
Wracając do witamin, ważną rolę odgrywa także witamina B6, czyli pirydoksyna.
Niestety w większości badań działała ona dopiero w dużych dawkach, które niosły ze sobą zagrożenie neuropatią obwodową. To dobry przykład na to, że witaminami też możemy sobie zaszkodzić, więc zawsze konsultuj się ze swoim lekarzem prowadzącym.
Akupunktura ma udowodnione znaczenie w niwelowaniu objawów zespołu napięcia przedmiesiączkowego.
Niestety nie znam się na tym kompletnie, więc swoje pacjentki odsyłam do specjalistów. Zgłębiam ten temat jak i osteopatii, ale jestem na początku mojej drogi. Natomiast nasza Agnes korzystała jakiś czas temu z akupunktury przy leczeniu zaburzeń miesiączkowania – z pozytywnym skutkiem! Niebawem na pewno o tym dla Was napisze. 🙂
Jako lekarze mamy w rękach jeszcze jedno narzędzie – recepty.
Umówmy się, antykoncepcja dwuskładnikowa działa na większość objawów zespołu napięcia przedmiesiączkowego. Jeśli wykorzystałaś wszystkie opcje powyżej, ewentualnie nie chce Ci się czekać na efekt, jest to opcja do rozważenia. Szczególnie polecana jest ta z zawartością etynyloestradiolu i drospirenonu – jak ręką odjął.
Chyba trochę się rozgadałam.
Żeby Was nie zanudzić i nie podać zbyt wielu informacji o PMDD napiszę w następnym poście. Ale tak dodam trochę z innej strony… Pamiętajcie, że bez względu jak ciężko Wam jest, nic nie usprawiedliwia ranienia innych ludzi. I gdy wykrzyczysz coś ze złością czy zrobisz coś z PMSową zawziętością, bierz odpowiedzialność za swoje postępowanie i nie zapominaj o słowie “przepraszam”.

Pracuje głównie na oddziale onkologicznym, a dyżury spędza na porodówce. Swoją dalszą karierę wiąże głównie z ginekologią onkologiczną. Gdyby miał opisać siebie, powiedziałaby, że jest ginekologiem zapatrzonym w kobiety, a jednocześnie kobietą starającą się być jak najlepszym ginekologiem. Jest lekarzem przechodzącym po szpitalnym korytarzu, operatorem na bloku operacyjnym… Ale chyba przede wszystkim niepoprawną marzycielką wierzącą, że wspólnie możemy sprawić, żeby ten świat był lepszy. Tworzy medyczną twarz Wróżki Cipuszki po to, by kobiety zrozumiały, że nie są odosobnione w swoich problemach, żeby mogły zdobyć informacje nie tylko o chorobach ginekologicznych, ale także szeroko pojętym zdrowiu kobiet – przedstawione przystępnym, humorystycznym językiem.
Permalink