Temat PCOS rozpoczęliśmy już na naszym blogu jakiś czas temu. Jeśli jeszcze nie przeczytałyście tego wpisu to zapraszamy do nadrobienia zaległości https://www.yonify.pl/pcos/ . Jednym z kryteriów diagnostycznych tego zespołu są kliniczne lub laboratoryjne wykładniki nadmiaru androgenów, czyli hiperandrogenizmu. Może on powodować m.in. właśnie wypadanie włosów, ich osłabienie jak i nadmierne owłosienie, stąd pytanie w tytule naszego dzisiejszego wpisu – zbyt mało włosów, czy za dużo?
Androgeny są hormonami płciowymi.
Z wielkim uproszczeniem nazywane “męskimi hormonami płciowymi”. Tymczasem w organizmie kobiety są też zawsze obecne. Po prostu w mniejszych ilościach. Produkowane są głównie w dwóch miejscach: o dziwo w jajnikach oraz w korze nadnerczy. Dwie główne role odgrywa testosteron, DHEA-S, czyli siarczan dehydroepiandrosteronu oraz androstendion, ale to stanowczo nie jedyne androgeny w ciele kobiety.
Czy to znaczy, że każdemu zespołowi PCOS towarzyszy hiperandrogenizm?
Nie. Zgodnie z obowiązującymi kryteriami jest on jednym z możliwych kryteriów, ale nie koniecznym. Niemniej zdarza się bardzo często. Jego wykładnikami jest albo nadmierne owłosienie w miejscach, gdzie nie powinno go być (a na pewno nie w takim nasileniu), czyli hirsutyzm albo łysienie androgeniczne, które u kobiet rzadko skutkuje tzw. zakolami, a objawia się raczej jako przerzedzenie włosów głowy i ich cienką budową.
Czym spowodowane są powyższe stany?
Tutaj pojawia się inny tajemniczy skrót, czyli DHT (dihydrotestosteron), co jest niczym innym jak aktywną formą testosteronu. To on działa zarówno na włosy, osłabiając je, jak i na oś podwzgórze – przysadka – jajnik, hamując jej działanie.
Jak ocenić, kiedy owłosienie to “nasza uroda”, a kiedy już hirsutyzm?
Czy pojedynczy włosek przy sutku do już powód do niepokoju? Po pierwsze musimy wziąć pod uwagę nasz fenotyp, czyli prościej mówiąc to, jak “ogólnie wyglądamy”. Innej ilości włosów spodziewamy się u blondynki z Finlandii, a innej u brunetki z Bliskiego Wschodu. Odnośnie hiperandrogenizmu z pomocą przychodzą nam oznaczenia laboratoryjne wcześniej wspomnianych hormonów. Stricte do oceny hirsutyzmu służy nam skala Ferrimana – Gallweya.
W skali Ferrimana – Gallweya oceniamy owłosienie 9 okolic naszego ciała.
Należą do nich: warga górna, broda, klatka piersiowa, ramię, górna część brzucha, podbrzusze, górna część pleców i udo. Każdej lokalizacji przydzielamy od 1 do 4 punktów. Jak już wspomniałam nie bez znaczenia jest fenotyp, dlatego różne wartości, od których stwierdzamy hirsutyzm obowiązują na różnych szerokościach geograficznych (rozstrzał jest duży, bo od 2 do 10, a dla populacji naszego kraju to więcej niż 8)
Czy hiperandrogenizm w PCOS zawsze jest wskazaniem do leczenia?
O ile “problem” ilości włosów jest raczej kwestią kosmetyczną i można się nią przejmować albo nie, o tyle hiperandrogenizm w PCOS prowadzi także do zaburzeń miesiączkowania, a co za tym idzie niepłodności. Z racji tych dolegliwości jest wskazaniem do leczenia, aby nasz organizm funkcjonował prawidłowo. W zależności od celu, który chcemy osiągnąć leczeniem jest albo antykoncepcja ze składową antyandrogenową albo metformina.
A jeśli naszym jedynym problemem jest hirsutyzm?
Po pierwsze diagnostyka. Musimy znać podstawy jego powstania, żeby nie przeoczyć czegoś poważniejszego. A z samymi włosami mamy kilka opcji. Możemy je olać – kwestie kosmetyczne są bardzo względne i skoro Ty się dobrze z tym czujesz, szkoda zaprzątać sobie głowę tym faktem. Jeśli jednak nie odpowiada Ci zbyt nasilone owłosienie możesz zacząć przyjmować albo leczenie farmakologiczne albo skorzystać z dobrodziejstw depilacji – wosku, lasera czy zwykłej maszynki do golenia.
PCOS jest niesamowicie złożonym zespołem i objawy występujące u różnych pacjentek mogą się nieznacznie różnić. Najważnijesza jest odpowiednia diagnostyka i osiągnięcie własnego celu – uregulowanie miesiączek, zmiana wyglądu czy zajście w ciążę. Różni ludzie, różne objawy, różne cele <3

Pracuje głównie na oddziale onkologicznym, a dyżury spędza na porodówce. Swoją dalszą karierę wiąże głównie z ginekologią onkologiczną. Gdyby miał opisać siebie, powiedziałaby, że jest ginekologiem zapatrzonym w kobiety, a jednocześnie kobietą starającą się być jak najlepszym ginekologiem. Jest lekarzem przechodzącym po szpitalnym korytarzu, operatorem na bloku operacyjnym… Ale chyba przede wszystkim niepoprawną marzycielką wierzącą, że wspólnie możemy sprawić, żeby ten świat był lepszy. Tworzy medyczną twarz Wróżki Cipuszki po to, by kobiety zrozumiały, że nie są odosobnione w swoich problemach, żeby mogły zdobyć informacje nie tylko o chorobach ginekologicznych, ale także szeroko pojętym zdrowiu kobiet – przedstawione przystępnym, humorystycznym językiem.