Skip links

FGM, czyli okaleczenie żeńskich narządów płciowych

Ten tekst powstał jako kontynuacja niedzielnego Międzynarodowego Dnia Zerowej Tolerancji dla Okaleczenia Żeńskich Narządów Płciowych. Podstawowe informacje zostały przedstawione w poście na naszym Instagramie, do przeczytania którego serdecznie zachęcamy. Przygotowując się do tego tekstu przeczytałam kilka dokumentów międzynarodowych i artykułów naukowych i przysięgam, że czytanie ich wzbudzało momentami we mnie nudności – a uwierzcie mi, że ciężko jest mną wstrząsnąć pod względem medycznym. 

Już sama nomenklatura “zabiegów” wykonywanych w obrębie żeńskich narządów płciowych wzbudza wiele kontrowersji. 

Ja będę posługiwać się nazwą uznaną przez WHO w latach 70-tych – FGM (female genital mutilation), czyli okaleczenie żeńskich narządów płciowych. W pierwszym zdaniu celowo użyłam cudzysłowu przy słowie zabiegów – często wykonywane są one w domu, przez osoby nie znające anatomii i zasad aseptyki, prymitywnymi nożami lub żyletkami, co doprowadza do powstania wielu powikłań. 

Zanim opowiemy o powikłaniach chciałam Wam uzmysłowić, o czym właściwie rozmawiamy, mówiąc o FGM. Zgodnie z dokumentami WHO z 1995 r. (z aktualizacją w 2007 r.) FGM dzielimy na:

  • Typ I: częściowe lub całkowite wycięcie łechtaczki (sunna):

Ia — usunięcie napletka łechtaczki,

Ib — całkowite wycięcie łechtaczki wraz z napletkiem (klitoridektomia)

  • Typ II: częściowe lub całkowite usunięcie łechtaczki wraz z wycięciem warg sromowych mniejszych, z usunięciem warg sromowych większych lub bez niego:

IIa — usunięcie tylko warg sromowych mniejszych,

IIb — częściowe lub całkowite usunięcie łechtaczki i warg sromowych mniejszych,

IIc — częściowe lub całkowite usunięcie łechtaczki, warg sromowych mniejszych i większych (ekscyzja)

  • Typ III: zwężenie wejścia do pochwy poprzez podcięcie i zszycie warg sromowych

mniejszych i/lub większych z wycięciem łechtaczki lub bez niego (infibulacja).

Typ IV: inne sposoby okaleczenia żeńskich narządów płciowych ze wskazań niemedycznych, w tym: kłucie, przekłuwanie, nacinanie, skrobanie, przyżeganie.

Samo czytanie o tym powoduje u mnie ból krocza. 

A gdy pomyślę, że czynność ta dotyczy najczęściej dzieci – czasami niemowląt, ale bardzo często dziewczynek w wieku 7 – 14 lat. Często jest to wielkie święto w rodzinie, podczas którego dziewczynki dostają prezenty, a cała rodzina jest z nich dumna. 

Powikłania? Mnóstwo. 

Od złamań kości długich – bo w końcu boli Cię, wyrywasz się, a ktoś musi Cię przytrzymać – przez krwotoki, zakażenia, aż do powikłań późnych, czyli bolesnych stosunków i komplikacji przy porodzie. Nie wspomnę o przenoszeniu STDs np. poprzez transmisję wirusa HIV. 

Wiecie co dla mnie w tym było najgorsze? 

Że w jednym z badań przeprowadzonych w Londynie tylko 10% kobiet nie chciało kontynuowania tej tradycji u swoich córek. To wszystko jest w nich tak zakorzenione, związane z ładem społecznym, w którym wzrastały, że pomimo tego, że same cierpiały, chcą tego samego dla swoich córek. 

I tak, oczywiście może się wydawać, że problem jest daleko od nas, nie dotyczy ludzi dookoła. 

To w końcu na innym kontynencie, bo w krajach afrykańskich procent kobiet poddanych FGM sięga ponad 90% – Somalia, Egipt, Sudan to tylko niektóre z nich. Co jest pocieszające, badania przeprowadzone w egipskich szkołach wykazały znaczne różnice w zależności od umiejscowienia szkoły – najwyższe dotyczyły terenów wiejskich, mniejsze miejskich, a najniższe są w prywatnych szkołach – dzięki edukacji można naprawdę zdziałać cuda. 

Ale czy wyobrażacie sobie, że podobne procedery miały miejsce też w Europie? 

Jeszcze w XIX w. wycięcie łechtaczki było metodą leczenia histerii, nadmiernego popędu seksualnego czy wręcz przeciwnie – oziębłości płciowej (?!). Podobne motywy podawane są teraz w krajach, które FGM mają za “tradycję” – tylko taka kobieta jest “czysta”, może dać przyjemność swojemu mężowi (to nic, że żeby odbyć z nią stosunek pochwowy musi użyć żyletki…). A po porodzie co? Zszywamy znowu. Niewielki otwór tylko na odpływ krwi miesiączkowej i moczu. Dreszcze przechodzą mnie jak o tym myślę. 

Okropnym faktem jest to, że te kobiety bardzo często nie zdają sobie sprawy z tego, jak jest “normalnie”. 

Ich ciało zostało okaleczone gdy były dziećmi i nie pamiętają jak było przed. Uznają to za swoją normę – w końcu być kobietą… Co gorsza ich dzieci są zagrożone nie tylko poprzez bycie dziewczynką i możliwość bycia poddaną FGM. Także okołoporodowo odnotowano większe prawdopodobieństwo śmierci dziecka i powikłań okołoporodowych. 

Pisząc to wszystko, tak bardzo staram się zrozumieć rozumowanie tych kobiet, ale nie potrafię. 

Ja mam źle, więc moje dziecko też będzie miało? Jedyne wytłumaczenie to właśnie brak edukacji i tu pojawia się nasze miejsce. Nie nawołuję do wyjazdów do Afryki i edukowania na miejscu (choć to wcale nie taki głupi pomysł, jeśli tylko możesz sobie na to pozwolić;)). Ci ludzie coraz częściej znajdują się obok nas – w Europie. Możesz ich spotkać jako lekarz, przedszkolanka czy psycholog. Nie możemy cofnąć czasu, ale możemy sprawić, że konkretna rodzina nie zrobi tego kolejnej dziewczynce. 

Czytając na temat FGM natknęłam się na artykuł o rosnącym problemie w Niemczech. Lekarze nie wiedzą jak radzić sobie z kobietami poddanymi FGM – jak im pomóc, jak z nimi rozmawiać. A co gorsza pomimo tego, że jest to karalne w większości krajów, szara strefa nie śpi. I albo przyjedzie ktoś z rodzimego kraju na ceremonię, albo tutejszy lekarz pomoże – tłumacząc sobie, że w sterylnych warunkach i przez doświadczone osoby to “mniejsze zło”…

Mówmy o tym, edukujmy. 

Tylko wtedy organizacje międzynarodowe dostrzegają problem i działają już na miejscu. Jesteśmy tylko pojedynczą osobą, ziarnkiem piasku. Ale gdy jest nas więcej – nasz głos ma znaczenie. 

Poniżej kilka linków, gdyby ktoś chciał zgłębić temat: 

Zostaw komentarz

???? Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.????